ZIMNA WOJNA NA PACYFIKU
Ma powstać nowy świat, alternatywny do tego morskiego, a docelowo potężniejszy, bo Eurazja ma większy potencjał niż Ameryka. Jesteśmy świadkami wielkiej gry
Stany Zjednoczone na dobre zakotwiczyły się na Pacyfiku, co oznacza, że skutecznie realizują obecnie politykę pivotu. Ta polityka ma trzy wymiary. Po pierwsze: wymiar dyplomatyczny. Amerykanie uczestniczą we wszystkich forach, na których głos zabierają państwa ASEAN (wcześniej, szczególnie w fazie, gdy prowadzili globalną wojnę z terrorem, byli na nich praktycznie nieobecni). Przekonali też Japonię do zawarcia strategicznego sojuszu oraz Filipiny do ponownego wynajęcia im baz morskich i powietrznych. Filipiny są kluczowe dla Morza Południowochińskiego, ponieważ z ich terytorium można dokonać projekcji siły. Podobne kroki Amerykanie podjęli w odniesieniu do Australii. Canberra podpisała zgodę na stacjonowanie amerykańskich żołnierzy na północnym wybrzeżu kontynentu. Siły USA stacjonujące w australijskim porcie Darwin mają łatwy dostęp do archipelagów południowego Pacyfiku, w tym Indonezji, a co za tym idzie – do ważnych morskich szlaków komunikacyjnych. To oznacza, że – co najmniej w wymiarze dyplomatycznym – pivot działa.
W sensie gospodarczym, a jest to drugi wymiar polityki pivotu, Amerykanie również odnoszą pewne sukcesy. Wynegocjowali Partnerstwo Transpacyficzne (TTP) z pominięciem Chin. Ma to przesunąć punkt ciężkości gospodarki z Azji Wschodniej na Pacyfik, który USA jako mocarstwo morskie kontroluje. Co więcej, Amerykanie wynegocjowali takie warunki w TTP, by Chińczycy nigdy do niego nie mogli dołączyć, m.in ze względu na wysokie standardy ochrony prawa patentowego, własności intelektualnej i środowiska oraz wyśrubowanych norm bankowości.
Chińczycy uznali, że obecny system międzynarodowy nie sprzyja ich rozwojowi i że muszą ten system albo rozbić, albo przynajmniej zmienić
Jeśli chodzi o trzeci wymiar pivotu, wymiar wojskowy, Amerykanom idzie znacznie gorzej. Istnieje wprawdzie koncepcja wojny powietrzno-morskiej, która przeszła ostatnio „rebranding”, mający usunąć wszelkie skojarzenia z militarną agresją, i nosi teraz nazwę „Joint Concept for Access and Maneuver in the Global Commons”, czyli JAM-GC (Wspólna koncepcja dla dostępu i manewrowania na wspólnych zasobach świata – red.), jej realizacja okazuje się jednak trudna. Amerykanie przerzucają stopniowo flotę na Pacyfik, ale mają duże problemy z zachowaniem jej zdolności operacyjnej i nie nadążają z remontami okrętów. Dlatego Chińczycy podejmują tak ofensywne działania na Morzu Południowochińskim.
W ramach zaakceptowanej przez prezydenta Baracka Obamę operacji niszczyciel rakietowy USS Lassen przepłynął pod koniec października w odległości poniżej 12 mil morskich od sztucznych wysp usypanych przez Chińczyków nad rafami w archipelagu Spratly na Morzu Południowochińskim. Była to pierwsza z szeregu zapowiadanych przez Waszyngton akcji kwestionujących rozciąganie suwerenności Chin na sztuczne wyspy. Pierwsza, ponieważ niebawem nastąpi kolejna: wzdłuż archipelagu Spratly przepłyną wówczas aż dwa amerykańskie niszczyciele rakietowe. To, kiedy dokładnie to nastąpi, jest utrzymywane w tajemnicy.
Amerykanie twardo egzekwują prawo mocarstwa morskiego, strzegącego wolności mórz i oceanów. Oczywiście ta wolność jest iluzoryczna, bowiem w rzeczywistości chodzi o utrzymanie globalnego handlu morskiego, na którym korzystają USA, gdyż jest on prowadzony na ich warunkach. To rodzi potencjał wybuchu poważnego konfliktu z Chinami. Chińczycy uznali, że obecny system międzynarodowy nie sprzyja ich rozwojowi i że muszą ten system albo rozbić, albo przynajmniej zmienić – Amerykanie zaś nie dają im przestrzeni. Morze Południowochińskie to najważniejszy akwen morski na świecie, przepływa przez nie cały handel morski z Korei Południowej, Tajwanu, Japonii i Chin do Europy i Afryki.
Chińczycy, po tym jak Amerykanie przepłynęli niszczycielem obok archipelagu Spratly, przerzucili eskadrę składającą się z 11 samolotów bojowych na nowo wybudowane lotnisko na Parcelach. Na Morzu Południowochińskim mamy dwie grupy wysp. Na Północy są Parcele, na Południu – Spratly. Amerykanie, płynąc na Spratly, znajdowali się więc daleko od lotnictwa chińskiego, które mogłoby zatopić ich okręt.
Amerykanie robią dokładnie to samo, co Napoleon zrobił z Wielką Brytanią na początku XVIII wieku, narzucając na nią blokadę kontynentalną. Pokazują Chińczykom, że ich bezpieczeństwo zależy od USA. Towary, które Chińczycy eksportują, i surowce, które importują, są zależne od marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych. Chińczycy czują się zablokowani w ekspansji morskiej, dlatego muszą ekspandować w ląd, gdzie nie ma Amerykanów. Tak postępują wszystkie państwa rimlandu, czyli wybrzeża kontynentu Eurazji. To dlatego Napoleon najpierw podbił Europę, by następnie zdusić morską potęgę Wielkiej Brytanii. Stąd wziął się pomysł Nowego Jedwabnego Szlaku – lądowego połączenia Chin z Europą – który byłby alternatywą dla korzystania z drogi morskiej. Chiny muszą dalej rosnąć, bo mają ogromne rezerwy produkcyjne i kapitałowe. Uciekają więc w ląd. Firmy chińskie, które mogłyby ekspandować przez morze, będą teraz budować szlak przez Azję Centralną do Europy. Dlatego powstał Azjatycki Bank Inwestycji (AIB), który ma ten projekt sfinansować. Ma powstać nowy świat, alternatywny do tego morskiego, a docelowo potężniejszy, bowiem Eurazja ma większy potencjał niż Ameryka. Jesteśmy świadkami wielkiej gry.
Wraz z tą wielką grą rodzi się jednak potencjał wybuchu poważnego konfliktu. Amerykanie mogą nie czekać, aż Chińczykom uda się zbudować Jedwabny Szlak, i może dojść do przesilenia. Przed chińskim projektem piętrzą się zresztą także problemy natury technicznej. Nie jest tak łatwo budować szlak przez Azję Środkową. Nie wiadomo też, co będzie dalej z gospodarką Chin, która powoli traci impet. Gdy Napoleon podporządkował sobie całą Europę Zachodnią, najpierw Włochy, Niemcy, a potem Austrię, zburzył równowagę na kontynencie. Na końcu zostały tylko Wielka Brytania i Rosja. Zawarły więc sojusz. Zawsze państwo heartlandu (centralnej części Eurazji – red.) wiąże się z dominującym państwem morskim. Taka sama sytuacja powtórzyła się podczas I wojny światowej. Ententa powstała po tym, jak Niemcy zaczęli budować wielką flotę i próbowali wyjść na morza i oceany świata, przez co zagrażali systemowi brytyjskiemu.
Stworzenie nad Wisłą centrum przesyłowego jest przede wszystkim zagrożeniem dla Niemiec, które chciałyby być końcowym punktem szlaku komunikacyjnego
Słabe państwo heartlandowe zawsze sprzymierza się z państwem morskim, by blokować rozwój państwa rimlandowego. To samo wydarzyło się w czasie II wojny światowej, po tym jak Hitler przegrał bitwę o Anglię i nie udało mu się zdusić Albionu. Wielka Brytania natychmiast zawarła sojusz z Sowietami i Niemcy musiały szukać Lebensraumu (przestrzeni życiowej – red.) na Wschodzie oraz podjąć próbę pokonania Moskwy. A Anglosasi zrobili wszystko, co w ich mocy, by do tego nie dopuścić. Wracając do współczesności: to samo zrobią mocarstwa morskie z Rosją, jeśli chiński szlak będzie się budował, a Chiny się wcześniej nie wywrócą. Konfrontacja strategiczna już powoli zamienia się w zimną wojnę amerykańsko-chińską, ta zaś łatwo może się przerodzić w wojnę gorącą. A warto pamiętać, że Chiny są znacznie potężniejsze w relacji do swoich potencjalnych przeciwników, niż były nazistowskie Niemcy czy Związek Sowiecki.
Polska powinna, wzorem poważnych graczy, przygotować się na nadchodzące przewartościowania i przyłączyć się do projektu Jedwabnego Szlaku. Ma w nim bowiem do odegrania ważną – ze względu na geografię – rolę. Szlaki lądowe z Państwa Środka do Europy Zachodniej muszą biec przez Europę Środkowo-Wschodnią, a w szczególności przez nasz kraj. Stworzenie nad Wisłą centrum przesyłowego jest przede wszystkim zagrożeniem dla Niemiec, które chciałyby być końcowym punktem szlaku komunikacyjnego. W tym aspekcie to nam jednak sprzyja geografia. Powinniśmy wykorzystać nasze położenie geopolityczne. Istnieje szansa, że zarobimy na tym, zanim dojdzie do tąpnięcia na Pacyfiku. Należy stworzyć nową koncepcję geopolityczną, która weźmie pod uwagę także rolę Rosji i Niemiec w tej układance.